Pod pojęciem budżetowy furmint rozumiem tanie wino
wyprodukowane z gron najpopularniejszego tokajskiego szczepu czyli furmintu, z
myślą o szerokiej dyskontowej/marketowej dystrybucji, przeznaczone dla niewymagającego
masowego konsumenta, który zwraca uwagę przede wszystkim na niską cenę. Tego
rodzaju wina są produkowane zazwyczaj w dużych wolumenach, często z gron
skupowanych od winogrodników, fermentowane w ogromnych stalowych kadziach,
dzięki czemu producent i sprzedawca zarobią swoje, a klient ma poczucie
niewielkiego uszczerbku w budżecie domowym. Są to po prostu wina, gdzie przede wszystkim
liczy się wydajność i rachunek ekonomiczny, a mniej troska o jakość.
Z moich tokajskich/węgierskich doświadczeń wynika, że
granicą oddzielającą wina budżetowe od etykiet nieco lepszej jakości jest 2000
forintów (27 złotych). Natomiast jeśli myślimy o zakupie dobrej jakości
marketowego węgrzyna to należy się przygotować na wydatek rzędu 3000-3500
forintów (41-48 złotych) za butelkę.
O ile w węgierskich supermarketach np. Auchan z dużą dozą
prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie bez problemu kupić dobrego wytrawnego
furminta w cenie do 2000 forintów (Royal Tokaji Furmint – 1999 forintów, Patricius
Tokaji Furmint – 1899 forintów) to w Polsce sytuacja, w tym przedziale cenowym,
wygląda dramatycznie. Obecnie na dyskontowych półkach stoją od kilku tygodni
Grand Tokaj Furmint 2016 (Lidl) i Kardos Tokaji Furmint 2018 (Biedronka). Czy
warto je nabyć? O tym poniżej.
Grand Tokaj Furmint
2016 – nie taki grand, ale daję radę
Grand Tokaj z siedzibą w miejscowości Tolcsva (dawniej znany
pod nazwą Tokaj Kereskedőház), to jedyna państwowa winiarnia na Węgrzech. W dawnych,
jedynie słusznych czasach, tokajski monopolista. Producent ogromnych ilości
niskiej jakości win eksportowanych głównie do Związku Radzieckiego, ale też do innych
demoludów. Obecnie Grand Tokaj nie imponuje wielkością areałów, posiada 70,5 ha
winnic (Furmint - 40 ha, Hárslevelű - 21 ha, Sárgamuskotály - 8 ha, Kövérszőlő
– 1 ha i Zéta – 0,5 ha), za to jest potentatem pod względem produkcji, która
wynosi około 4,5 miliona butelek rocznie. Uzyskanie tak dużego wolumenu nie
jest możliwe przy wykorzystaniu gron wyłącznie z własnych winnic, dlatego Grand
Tokaj produkuje wina głównie z gron skupowanych od winogrodników.
Grand Tokaj Furmint
2016 (fot. własna)
Przyznam się, iż podczas moich węgierskich podróży szerokim łukiem
omijałem wina sygnowane przez tego tokajskiego molocha, niemniej jednak pojawienie
się Grand Tokaj Furmint 2016 na lidlowskiej półce wzbudziło moją
ciekawość. Cena 19,99 zł nie jest wysoka, na Węgrzech za tę etykietę
musielibyśmy zapłacić nieco więcej bo ok. 22 zł (1600 forintów). Wino ma lekką
budowę, schłodzone wydaje się być na pograniczu wodnistości. Po ogrzaniu
zyskuje w odbiorze, nabiera czystych cytrynowych i kwiatowych aromatów. Główną
jego zaletą jest przyjemna mocno zaznaczona kwasowość, odświeżająca mineralność
z towarzyszącymi nutami cytrusów i brzoskwiń. Jakkolwiek brakuje mu trochę
ciała to jednak jestem pozytywnie zaskoczony. Wino jest czyste, pijalne,
zdecydowanie warte swojej ceny i chociaż nie oddaje do końca charakteru
furminta, jest dobrym wstępem do tokajskiego świata.
W towarzystwie Károly’ego Áts’a (fot. własna)
Ten wzrost jakości to
bezsprzecznie efekty pracy Károly’ego Áts’a - szeroko znanego w regionie
tokajskim winiarza, który nawet w tak dużym i ociężałym przedsiębiorstwie
potrafił wprowadzić pozytywne zmiany. Grand Tokaj Furmint 2016 dostaje ode mnie
na zachętę przyzwoitą ocenę 3/5. A w kolejnym wpisie dowiecie się co myślę o Kardos Tokaji
Furmint 2018 dostępnym w Biedronce.
Moja amatorska skala ocen:
1. Do zlewu.
2. Można wypić, ale po co się
męczyć.
3. Dobre, powszednie wino.
4. Bardzo dobre, chętnie wypiję/kupię
ponownie.
5. Świetne, absolutnie rewelacyjne,
na wielkie okazje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz